POLIS MPC POLIS MPC
72
BLOG

Bartusiak o "Teologii Politycznej"

POLIS MPC POLIS MPC Polityka Obserwuj notkę 7

 

Na kanwie tekstu kolejnego autora współpracującego z Miastem Pana Cogito chciałbym zaproponować dyskusję wokół relacji między religią a polityką. W pewnej mierze wątki do tej dyskusji pojawiły się w moim eseju krytykującym nie tylko to, co napisał poniżej Bronisław Bartusiak, ale i samą „Teologię Polityczną”, eseju, który jest dostępny w najnowszej odsłonie Miasta.
 
Myślę, że następujące problemy wchodzą w grę: 1) czy w ogóle jest dziś możliwe skonstruowanie podstaw ustrojowych państwa na gruncie religijnym bez generowania jakichś poważnych konfliktów społecznych, 2) czy możliwa jest taka konstrukcja w Polsce, w sytuacji, gdy mamy III RP zbudowaną na kłamstwie i oszustwie, 3) czy taka konstrukcja jest pożądana – jeśli tak, to przy jakim uzasadnieniu i na jakich warunkach, 4) jaka jest rzeczywista kondycja polskiego katolicyzmu i Kościoła w Polsce (zwłaszcza intelektualna, tzn. np. czy możliwa jest dojrzała myśl polityczna w naszym kraju po tych choćby doświadczeniach, jakie mieliśmy do tej pory w przypadku partii politycznych odwołujących się wprost do katolicyzmu), 5) (kwestia generalna i kto wie, czy nie podstawowa) jak sprawić, by Polską rządzili ludzie mądrzy, a nie cepy – i by obywatele polscy byli mądrzejsi? W dużej mierze zadanie „wychowywania obywateli” (starą jak świat, bo postawioną już w starożytnej Grecji) brał na siebie (choćby w okresie komunistycznej urawniłowki i pieriekowki) Kościół.
 
W III RP jednak Kościół został zepchnięty do defensywy (stosowana i przez czerwonych, i przez różowych walka z „klerykalizacją”), pozwalając w ten sposób na ekspansję inżynierii dusz kształtującej nowoczesnego euroczłowieka bez właściwości, tj. wzorowego konsumenta, który politykom przydaje się wyłącznie jako podatnik i wyborca głosujący tak, jak sterowana przez polityków telewizja każe. Wydaje się zatem, że relacje między religią a polityką są wyjątkowo skomplikowane szczególnie w Polsce, szczególnie w okresie postkomunistycznym, który wcale się nie ma ku schyłkowi. Według mnie zresztą, do konieczności obalenia postkomunizmu wcześniej czy później Polacy będą musieli dojrzeć.
 
Free Your Mind
 
 
Bronisław Bartusiak: „Czytając 'Teologią Polityczną'... O związkach religii i polityki, i nie tylko”
 
1. Zanim przedstawię w tym tekście parę swoich refleksji z lektury, wypada mi zacząć od wyjaśnienia, czym w ogóle jest „teologia polityczna”. Niektórzy Bywalcy Miasta Pana Cogito skojarzą ten termin z myślą Carla Schmitta, myśliciela uważanego jedynie - inna sprawa, na ile słusznie – za filozofa politycznego, legitymizującego rządy nazistowskie. Inni Bywalcy pomyślą być może o nurcie teologii, silnym w Ameryce Łacińskiej, zwłaszcza chyba u początków pontyfikatu Jana Pawła II, który to nurt – jako remedium na drastyczne nieraz problemy społeczne – proponował, by ująć rzecz w ogromnym uproszczeniu, budowanie raju już tu, na Ziemi. Działo się to nie bez istotnego wpływu filozofii marksistowskiej. Spieszę wyjaśnić, że rocznik „Teologia Polityczna”, którego 5. numer miałem ostatnio w ręku, nie kontynuuje tego rodzaju refleksji.
 
Mówiąc ściślej, mamy tu do czynienia i z teologią, i z polityką, powiązanymi ze sobą, ale bynajmniej nie o marksistowskich inklinacjach. Warto jednak wyjaśnić dokładniej, jak ten mało znany termin rozumieją publicyści wspomnianego rocznika. Można powiedzieć, że teologia polityczna to, po prostu, teologiczne spojrzenie na politykę; sformułowanie takie jest jednak nieco mylące. Lepiej chyba powiedzieć, że zdaniem redaktorów i autorów periodyku do pełnego opisu sfery politycznej potrzebna jest perspektywa uwzględniająca religijny, chciałoby się powiedzieć nadprzyrodzony wymiar ludzkiej egzystencji, który przejawia się również w polityce. Proszę mi pozwolić na obszerniejszy cytat z pierwszego numeru; zapewne lepiej niż moje skrótowe formuły pokażę rozumienie omawianego pojęcia przyjmowane w „Teologii Politycznej”. Jak piszą we Wstępie do pierwszego numeru Dariusz Karłowicz i Marek A. Cichocki:
Dlaczego teologia polityczna? Co to takiego? Już sama nazwa może wywołać niepokój. Czy nie jest to niebezpieczna próba łączenia religii z polityką, spraw społecznych z ostatecznymi, Kościoła z życiem wspólnoty politycznej, władzy duchowej i świeckiej, różnych modeli legitymizacji, reprezentacji, hierarchii i autorytetu, różnych definicji wspólnoty i jej celów, odmiennych modeli racjonalności? Cóż odpowiemy? Otóż jak najbardziej! (…) Zamiast rozdzielać to, co w rzeczywistości ściśle ze sobą powiązane, chcemy pójść tropem wzajemnych inspiracji i zależności, śledzić ich wielowiekową historię i rozmaitość form, a przede wszystkim spojrzeć na sprawy polityczne z perspektywy spraw ostatecznych1.
 
Projekt interesujący, ktoś może powiedzieć – kontrowersyjny. Owszem. Chcę podkreślić jednak jeden element tego zamierzenia, przemawiający za jego podjęciem. Jest nim poszukiwanie związków miedzy dwiema, na różny sposób rozdzielanymi sferami, opisywanymi wyżej.Oczywiście nie po to, by politykować religię czy na przykład klerykalizować politykę – lecz po to, by lepiej zrozumieć to, co polityczne2. Z tym zaś się wiąże konieczność uwzględniania w analizach religii i myśli teologicznej, wypieranych powoli z przestrzeni publicznej w laicyzującej się Europie. Przynajmniej po to, aby dotrzeć do całej prawdy historycznej. Dość wspomnieć, że w Europie – podobnie bywa i w Stanach Zjednoczonych – próbuje się chrześcijańskie dziedzictwo niejako wymazać. Chrześcijaństwo, które obok greckiej filozofii i rzymskiego prawa uważane było nie bez mocnych racji za jeden z filarów tożsamości europejskiej. Owszem, powie ktoś, ta tożsamość się głęboko zmienia. Być może. Ale przynajmniej w historii chrześcijaństwo swoją rolę odegrało i trzeba o tym pamiętać. Żeby się nie zdarzało tak, jak gdzieś w Internecie przeczytałem, że wydaje się przewodnik „zapominający” o religijnym charakterze pierwszych emigrantów z Europy na „Nowy Kontynent”. Może i Stany Zjednoczone nie są (już) krajem chrześcijańskim, jak to stwierdził kiedyś prezydent Obama, ale czy mamy zapominać o korzeniach? Raczej nie, oczywiście. Żeby lepiej rozumieć, kim jesteśmy, czy nawet – kim byliśmy.
 
 
Jeden przykład. W wydanej przez Wydawnictwo Naukowe PWN książce H. J. Bermana „Prawo i rewolucja. Kształtowanie się zachodniej tradycji prawej” widać dzięki bogactwu przedstawionego materiału, że trudno zrozumieć (zachodnio)europejską tradycję prawną bez uwzględnienia roli chrześcijaństwa, a w szczególności tzw. rewolucji papieskiej, w wyniku której ukształtowało się w nowej formie państwo kościelne i powstała krucha równowaga miedzy Kościołem a Państwem3, czy też bez doktryny Odkupienia św. Anzelma, która wywarła głęboki wpływ na prawo4.
Projekt ten idzie jednak dalej. Powtórzę, że chodzi o patrzenie na politykę z perspektywy spraw ostatecznych. Jeśli głoszone obecnie hasła pluralizmu i tolerancji mamy brać na serio, chrześcijaństwo powinno mieć w publicznej debacie głos, zarówno w Polsce jak i w całej Europie.
 
2. Czytany przeze mnie ostatni numer „Teologii Politycznej” ma ważki temat przewodni: „Złoty róg, czyli nieodzyskana podmiotowość”. Zakres poruszanej tematyki jest jednak o wiele bogatszy. Zacytuję tytułu kolejnych sekcji: ”Teoria sekularyzacji i jej życie pozagrobowe”, „Religia w czasie transformacji – perspektywa empiryczna”, „Szekspir i polityka”, „Teologia i polityka” i wreszcie tradycyjnie „Książki” (recenzje). Temat przewodni omawiany jest w sekcji „W centrum podmiotowości”.
Z tego bogactwa wybiorę tylko dwa wątki: „polskość” i „podmiotowość”. O polskości, czy szerzej, o patriotyzmie przeczytać możemy w intrygującym wywiadzie Jarosława Marka Rymkiewicza. Pisarz, tłumacz, publicysta i inteligentny prowokator5 pisze o polskości jako „wspólnocie losu”, bez mała jak o Absolucie, czy raczej absolutnej wartości – absolutnej dla tych, którzy się w kręgu kultury polskiej urodzili. Cichocki i Karłowicz, przeprowadzający wywiad, niejednokrotnie się z pisarzem nie zgadzają; wszystkich rozmówców łączy jednak „afirmacja polskości”, różnie zresztą uzasadniana. Z pewnym zdziwieniem rozmówcy zauważają, jak bardzo łączy ich nie tylko to, co pozytywne, ale i wspólny wróg. Kto nim jest? Ci, którzy polskości nienawidzą. Czym polskość jest i skąd się owa wrogość bierze omawiać nie będę, zachęcając jedynie do lektury; nie tylko wywiadu, oczywiście. Chcę się jednak jeszcze podzielić czymś całkiem osobistym. Czytając, rozważając przedstawione racje, w pewnym momencie poczułem po prostu wzruszenie. O patriotyzmie czytałem wreszcie bez dystansu, ironii, wrogości, podejrzeń. Co nie znaczy, że tekst jest sentymentalny czy bezkrytyczny!
 
Na końcu o podmiotowości. Oprócz wywiadu z Rymkiewiczem, poświecono jej trzy artykuły: Cichockiego, Karłowicza i Dariusza Gawina. Jaka jest wymowa tych tekstów? Ujmując rzecz najprościej, chociaż mamy – zasadniczo – suwerenność, trudno powiedzieć, ze mamy również jako społeczeństwo (naród) podmiotowość. A czym jest podmiotowość? Znów w skrócie i upraszczając: zdolnością narodu do aktywnego, świadomego działania w budowie państwa i jego instytucji. Społeczeństwo upodmiotowione to mniej więcej tyle, co społeczeństwo obywatelskie – by posłużyć się zapomnianym trochę terminem, popularnym w latach 90. Gawin, który szczególnie wyraziście analizuje problem podmiotowości sięga do historii, i to jeszcze przedrozbiorowej, pokazując, że – jego zdaniem – Polacy w czasach saskich najpierw utracili podmiotowość, a potem skutkiem tego – suwerenność6. Społeczeństwo stało się bezwolne, a sąsiednie państwa rosły w potęgę – bynajmniej nie dzięki postępom postępu, przepraszam, chciałem napisać – postępom demokracji. Wręcz przeciwnie. Gawin twierdzi jednak, że jeżeli pierwszy rozbiór mógł być ewentualnie traktowany jako „kara” za polskie „grzechy”, to dwa następne były już zbrodnią. U schyłku I Rzeczypospolitej znów podmiotowość odzyskaliśmy, znów powróciła energia, wola działania, podjęto reformy. I chociaż utrąciliśmy niepodległość, naród7 (lepiej: Polacy i ich kultura) przetrwał8 i odbudował swoje państwo po ponad wieku.
 
Historia nauczycielką życia… Gawin nie bez powodu poświęca wiele miejsca historii, bo dzięki temu lepiej może opisywać to, co dzieje się z nami tu i teraz, A. D. 2009. A podejmując kwestie podmiotowości, pisze o rzeczach ważkich, bo chodzi przecież o to, ze 20 lat po „końcu komunizmu” i Okrągłym Stole – sprawa cezury to rzecz na odrębną dyskusję – Polacy nie czuja się u siebie. Albo inaczej: wielu z nas wydaje się, znów nie bez racji, że „para idzie w gwizdek”, że energia, zapał do zmian jakoś się marnują. Wiem, zaraz ktoś powie, że wiele osiągnęliśmy, że nawet obecny kryzys przechodzimy dość łagodnie. Nie neguje osiągnięć, ale nie można przejść do porządku nad istotnymi problemami. Ze swojej strony zachęcam do lektury nie tylko ostatniego numeru „Teologii Politycznej” (krytycznej, bynajmniej nie „na kolanach”, lecz na pewno wartej podjęcia), a na zakończenie chcę przytoczyć dłuższy cytat. Raz jeszcze oddam głos Cichockiemu i Karłowiczowi:
 
 
Dwudziestolecie naszej niepodległości domaga się metafory zdolnej unieść dziwny splot niezwykłej energii jednostek i ich politycznej niemocy. Czy znajdziemy ja w literaturze współczesnej? Może pomogą nam modne pióra, laureaci Nike? Wolne żarty. Dużo łatwiej znaleźć ją wWeselu, wZiemi Obiecanejalbo wLalce(najlepsze rzeczy o naszym dwudziestoleciu napisano ponad sto lat temu). Oto uderzająco trafne studia wulkanicznej energii, która okazuje się niezdolna do wytworzenia politycznego spoiwa, bez którego wspólne działanie zmienia się w rodzaj zbiorowego niepokoju ruchowego; energii, która nie przekracza horyzontu tego, co prywatne; postawy prowadzącej do poddańczego marzenia o jakiejś sile, która przyjdzie z zewnątrz. Najtrafniej bodaj pokazuje to Wyspiański.Weseledaje obraz wspólnoty, która nie umie utrzymać mocy. Złoty róg – herb naszego dwudziestolecia – to mocny symbol nieodzyskanej podmiotowości9.
1 D. Karłowicz, M. A. Cichocki, ”Teologia polityczna i pan Jourdain”, „Teologia Polityczna. Rocznik filozoficzny”, nr 1/jesień 2003 – lato 2004, s. 3.
2 Op. cit., s. 3.
3 Termin jest właściwie anachroniczny, o państwie we współczesnym rozumieniu nie ma mowy; używam tego pojęcia dla uproszczenia, jako pewnego skrótu myślowego.
4 Dodam, że niestety Berman pisze tylko o Europie Zachodniej ( kulturowym, nie geograficznym sensie); nie ulega jednak wątpliwości rola chrześcijaństwa w historii Polski. Pozwolę sobie na dwa przykłady: specyfika polskiego romantyzmu i Konstytucja 3 maja.
5 Przypomnę tylko głośną książkę „Wieszanie” czy metaforę Polski jako wspaniałego żubra, śpiącego pod drzewem w Puszczy Białowieskiej, którego „podobny do śmierci” sen przerywa – przepraszam za dosadność – ugryzienie w dupę przez Jarosława Kaczyńskiego (cały czas używam sformułowań Rymkiewicza!) i rusza do biegu; inna rzecz, że nie wiemy, w jakim kierunku.
6 Dodam od razu, że doszły tu i inne przyczyny; m.in. wzmacnianie absolutystycznych, a przez to skutecznych państw, które potem dokonały rozbiorów.
7 Znów sygnalizuję, że pisanie o narodzie jest pewnym uproszczeniem. Naród we współczesnym rozumieniu pojęcia ukształtował się w Polsce dopiero w XIX w.
8 Innym ważnym wątkiem jest tzw. „prześwit ontologiczny”, czyli realna perspektywa biologicznego wręcz unicestwienia narodu. W tym kontekście przywoływana jest eksterminacja polskich Żydów traktowanych jako osobny naród, a w każdym razie społeczność bliższa Polsce niż współczesny Izrael.
9 M. A. Cichocki, D. Karłowicz, „Jamnik na weselu”, „Teologia…”, nr 5/lato 2009 – jesień 2010, s. 5
POLIS MPC
O mnie POLIS MPC

Kultura Polska

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka