POLIS MPC POLIS MPC
302
BLOG

unukalhai odkodowuje D. Browna

POLIS MPC POLIS MPC Kultura Obserwuj notkę 30

 

Poniżej tekst, którego autorem jest unukalhai. Esej dotyczy problematyki "newa age'owej", mówiąc najogólniej, a mówiąc bardziej szczegółowo, kontrowersyjnej książki D. Browna, którego unukalhai sytuuje mniej więcej tam, gdzie mieści się E. Daeniken :)
 
Zapraszam do lektury.
Free Your Mind
 
 
Odkodowanie
unukalhai
 
Na wstępie spróbuję naszkicować tło, które jest potrzebne dla celów kompozycji niniejszej opowieści. Będzie ono przydatne głównie z tego powodu, aby w dalszej części tego tekstu nie trzeba było każdorazowo wyjaśniać szczegółowych kwestii właśnie w kontekście owego tła. Oto więc ono (tło).
 
Żyjemy w konkretnym miejscu świata, które charakteryzuje się właściwymi dla tegoż miejsca uwarunkowaniami. Rok na naszej planecie mierzy 365 dni i nocy, zarówno w Chinach, jak i w Chile, czy w Anglii. W strefie umiarkowanej mamy w ciągu roku dwa momenty równonocy, nie zaś ich trzy ani pięć. Na niebie widzimy jedno Słonce i jeden Księżyc oraz od wieków wciąż te same gwiazdy w tych samych miejscach. Niekiedy pojawi się na nim kometa. Deszcze i woda są niezbędne do życia, nawadniania upraw, gaszenia pożarów, a także służą jako akweny do transportu ludzi i towarów. Wiatr jest wszędzie zjawiskiem powszechnym. Postać matki z dzieckiem lub patriarchy z siwą brodą to archetyp ogólnoludzki, znany wszystkim kulturom i cywilizacjom. Podobnie jak, dajmy na to, wysokie szczyty górskie, lasy na nawet pojedyncze drzewa, rzeki czy jeziora. Czy także zwierzęta hodowlane jak krowa, koza, koń, wół, ptactwo, ale przecież i pies, i kot. Pewne gatunki fauny i flory są wykorzystywane w symbolice częściej niż inne, dla przykładu można tu wymienić lwa, tygrysa, wilka, słonia, ale także kolibra , skarabeusza, węża, czy nawet koguta. Albo kwiat róży, lilii, chryzantemy czy orchidei. Powszechnie występujące są także zjawiska w rodzaju powodzi, trzęsienia ziemi, wybuchu wulkanów, huraganów i nawałnic z grzmotami i błyskawicami. Można, rzecz jasna, ciągnąć znacznie dłużej taką listę, ale miałaby ona jednak skończoną pojemność. Wymienione przykładowo uwarunkowania związane z konkretnym miejscem, czyli cechy charakterystyki geofizycznej i biologicznej naszego miejsca w świecie powodują, iż ludzie mają do dyspozycji ograniczoną liczbę idei i form rytualnych tworzonych w oparciu o obiekty i zjawiska, których owe idee i formy dotyczą lub mogą do nich nawiązywać. Albo też stanowić punkt wyjścia do różnorodnych transformacji tematycznych, które najczęściej związane są ze zróżnicowaniem powodowanym przez wpływ bardziej szczegółowych lokalnych odmienności kulturowo-cywilizacyjnych.
 
 
Uwzględniając naszkicowane tło możemy pokusić się o następującą konkluzję. Zbieżność wspomnianych idei i form rytualnych nie musi być dowodem na istnienie związku przyczynowego wyjaśniającego każde podobieństwo używanych w nich motywów. Wszyscy ludzie bowiem żyli, zarówno kiedyś jak też żyją aktualnie, w warunkach, które były i są im dane. Zatem punktem odniesienia do ww. inspiracji ideowych stawały się podobne zjawiska i podobne warunki bytowania. Polowanie, hodowla, uprawa roli, budowa kanałów nawadniających albo tarasów uprawnych, wycinanie lub wypalanie traw i lasów, spław rzekami towarów, rybołówstwo, budowa umocnień, budowli związanych z kultem religijnym, produkcja broni i sztuka prowadzenia wojen, formy wymiany towarowej to wszystko elementy bytu doczesnego społeczności ludzkich bez względu na długość i szerokość geograficzną. Ale przede wszystkim narodziny, życie, choroby i nieszczęśliwe zdarzenia, a w końcu śmierć były i są powszechnym doświadczeniem dla przedstawicieli wszystkich ras i kultur. Nikt od nikogo nie musiał zasięgać wiadomości na ten temat, bo wszyscy znali je autopsji.
 
           Konsumpcjonizm, jako jedynie poprawny wzorzec kulturowo-cywilizacyjny, narzucany w skali globalnej od dobrych kilku dziesięcioleci, w którym naczelną zasadą są kategorie ekspansji i kumulowania zysków, wymusza ze względów ekonomicznych standaryzację produktów służących jako przedmioty konsumpcji. Tym samym, z samej swojej istoty racjonalizacji kosztów wytwarzania (ich minimalizacji, gdyż w przypadku dłuższych serii produktów zmniejsza się koszt jednostkowy) musi dążyć do ograniczania bądź w ogóle niwelowania wszelkiej różnorodności. W jej miejsce wytwarzane są ersatze, czyli namiastki różnic przejawiające się np. w formach, kształtach i kolorach opakowania, gdy zawartość tychże opakowań różni się, co najwyżej, trzeciorzędnymi cechami użytkowymi. Wraz z upowszechnianiem oświaty oraz rozwojem technik elektronicznego przekazywania dźwięku i obrazu, do produktów konsumpcji dołączyły wytwory, w epokach przed pojawieniem się elektronicznych technik odtwarzania, zaliczane do sfery kultury.
 
           Masowość takiej oferty niesie ze sobą wszelkie konsekwencje zauważalne przy innego rodzaju produktach powszechnego użytku, czyli standaryzację i uproszczenie. W przypadku np. literatury czy filmu jest to bazowanie na kilku stałych schematach fabularnych wykorzystujących najbardziej podstawowe interakcje (miłość, nienawiść, zazdrość, żądza władzy i pieniędzy, zemsta i kara) i wzbudzających najsilniejsze emocje. Można by dodać do każdej z form ekspresji w dziedzinie kultury przyimek „pop”. W muzyce już od dawna określa on odrębną kategorię utworów. Niemniej, wcale nie tak trudno można by wyodrębnić nurty popularne w każdym z przejawów twórczości związanej z wytworami wyobraźni. Można by, obok pop music, zapewne wskazać na szereg innego rodzaju „popów”. Nas będzie interesował nasilający się nurt „religii pop”, czyli różnego rodzaju konfabulacji wykorzystujących motywy i symbole zaczerpnięte z tradycji religijnej, tak się przypadkowo (lub wcale nieprzypadkowo) składa, że z reguły dotyczy to tradycji chrześcijańskiej. Używa ich się w celu wykreowania jak najbardziej „sensacyjnych” wątków dla zapewnienia stosownego rozgłosu i w konsekwencji zbicia kasy.
 
         Sztandarowym przykładem powyższego zabiegu jest sukces rynkowy książeczki z cyklu „religious fiction” , czyli „Kod Leonarda” autorstwa Dana Browna. Problem w tym, że to nie jest tylko sukces rynkowy. Utwór ten stał się zjawiskiem kultowym i, niejako, symbolem dominujących tendencji w przemianach świadomościowo-kulturowych globalnej wioski. Jasne, ze największy rezonans wywołała ta książka w społeczeństwach zakorzenionych w tradycji chrześcijańskiej. Jej sukces rynkowy pociągnął wielu naśladowców i pojawiły się masowo klony „Kodu”. Każdy chciałby załapać się na żyłę złota. Nie będę analizował wszystkich drobnych i grubych przeinaczeń, przekręceń interpretacyjnych oraz zwyczajnych fałszerstw użytych w celu potwierdzenia z góry założonej tezy przez D. Browna i jego suflerów. Zostały one już wielokrotnie szczegółowo i kompetentnie wskazane w licznych krytycznych opracowaniach „Kodu” w pracach biblistów, antropologów, językoznawców języków bliskowschodnich, etnografów, archeologów i historyków starożytności. O tym wszystkim można sobie przeczytać (na końcu tego tekstu podaję wybrane pozycje literatury na ten temat) i sprawa z punktu widzenia nauki jest oczywista. „Kod” to pomieszanie fikcji i zmyśleń wkomponowanych w rzeczywiste postaci i niektóre fakty. Natomiast łańcuchy powiązań miedzy postaciami i faktami (niektórymi), a zwłaszcza wnioski z tychże, stanowią konfabulację autora powieści. Problem w tym, iż konwencja narracji zastosowana w „Kodzie” sugeruje, że jej treść zawiera zweryfikowane dane i oceny jednoznacznie przyjęte przez historyków i naukowców. Metoda zastosowana przez D. Browna zatem wariant manipulacji stosowanych przez Ericha v. Daenikena, który w podobny sposób „tropi” ślady dawnych cywilizacji ziemskich i „dowody” na ich powstanie przy wydatnej pomocy i inspiracji przybyszów z dalekiego kosmosu. Bajki te odniosły trudny do wyobrażenia sukces rynkowy i przyniosły E.v. Daenikenowi fortunę. W takim samym stopniu sukces i fenomen „Kodu” więcej mówi nam o jego odbiorcach, ilustrując dobitnie ważne zjawisko socjologiczne obecnej doby, niż o motywach autora i manipulacjach zawartych w treści inkryminowanego dziełka. Aby wystandaryzowany produkt kultury masowej mógł odnieść sukces rynkowy musi istnieć nań popyt ze strony odbiorców. Ale odbiorców o dopasowanym do takiego produktu standardzie wrażliwości i wiedzy, czyli odpowiednio „przygotowanych” przez systemy edukacji oraz codziennego, medialnego oddziaływania propagandowego. Odbiorca o coraz większym stopniu ignorancji i lenistwa umysłowego, nastawiony na płytką sensacje rodem z tabloidów staje się idealnym „targetem” do oferowania mu dowolnej blagi podawanej pod pozorem „naukowości” oraz odkrywania tajemnic , które miały być przed nim zakryte.
       
          W ten sposób sugeruje mu się, ze oto odważni autorzy książki oferują mu nie tylko owoc zakazany, którego powinien pożądać, ale także odkrywają przed nim kulisy spisków i manipulacji, które miały na celu ogłupić go i zniewolić. Czuje się zatem potraktowany jako ktoś ważny, a także doceniony i zasługujący na to, aby przed nim odsłonić PRAWDĘ, która jest pilnie skrywana. To sprytny zabieg psychologiczny polegający na spreparowaniu wielopiętrowej mistyfikacji, w konfrontacji z którą nieprzygotowany czytelnik nie jest w stanie samodzielnie oddzielić fikcję od prawdy. Dlatego w niniejszym tekście ograniczę się do podania kilku przykładów1 pokazujących metodę manipulacji zastosowaną przez autora „Kodu”, a jako żywo przypominającą schemat postępowania z przepowiedniami Nostradamusa, opisany we wcześniejszych odsłonach POLIS MPC.
 
D. Brown „wstrzelił się”, należy przypuszczać, iż głównie ze względów marketingowych, z zawartą w „Kodzie” interpretacją treści biblijnych, w nurt feministyczny, który nasila się coraz bardziej w najnowszej wersji „political correctness. Nurt ten jest istotnym elementem narzucanego globalnej wiosce kulturowego mixu njuejdżowego.
 
I tak, wg D. Browna, rodowód imienia Boga w Starym Testamencie stanowi połączenie dwóch słów , czyliJah(forma wtórna i skrócona od JHWH), które jest rodzaju męskiego orazHawa,oczywiście żeńskiego. Otóż w tradycji religii mojżeszowej imienia JHWH (Tetragram) nie wymawiano. Prawo do tego przypisane było tylko dla arcykapłana, i tylko w dniu święta Kippur, czyli raz w roku, gdy arcykapłan udzielał uroczystego błogosławieństwa. Z konieczności musiano używać określeń zastępczych. W modlitwach codziennych posługiwano się najczęściej imieniemAdonaj („Panie mój”).W języku hebrajskim zapis samogłoskowy wprowadzony został w wiekach IX-X po ur. Chr.
 
        Był to tzw. system masorecki o niejednorodnej wokalizacji i dwóch formach zapisywania samogłosek poprzez umieszczanie kresek nad spółgłoską lub kropek-punktów, głównie pod nią (tzw. punktacja). Jako standardowy dla obecnego języku hebrajskiego przyjęto system wokalizacji tyberiadzkiej (punktacyjny). Wcześniej w ogóle nie stosowano zapisu do wymowy samogłosek. Gdy więc zapiszemy ‘ădonäj, a następnie samogłoskami występującymi w nazwie tego rzeczownika uzupełnimy spółgłoski składające się na Tetragram, otrzymamy zapis w przybliżonym brzmieniuJeHoWaH. Wymowa samogłosek przy spółgłosce gardłowej oraz innych spółgłoskach oznaczana jest dla pisma hebrajskiego sposób w charakterystyczny, ale omówienie tego wątku, ze względów edytorskich oraz luźnego związku z tematem, nie jest niezbędne. W każdym razie uzupełnienie zapisu JHWH samogłoskami z wyrazuadonajwskazywało, że w tym miejscu powinno się wymawiać właśnie imięAdonaj.
 
         Etymologicznie Tetragram wywodzi się od semickiego rdzeniahwj („być)i, wg najszerzej przyjętej wśród językoznawców interpretacji, należy go czytać jako: „ON JEST” (w innych wersjach także: „TEN, KTÓRY JEST”, „ISTNIEJĄCY”, „BĘDĄCY”). Zgodne jest to z tłumaczeniem określenia znajdującego się w starotestamentowej Księdze Wyjścia (3,14), a dotyczącego objawienia imienia Boga jako: „JESTEM, KTÓRY JESTEM”.
 
         Z kolei drugi człon imienia, wedle sugestii zawartej w „Kodzie”, brzmiałbyHawa. Imię pierwszej kobiety znajdujące się w Księdze Rodzaju (3,20) w transkrypcji z języka hebrajskiego ma zapischawwah,co wskazuje jakby nawystępowanie związku. Tyle , ze w Tetragramie występuje spółgłoska he (h), zaś w imieniu Ewy spólgłoska het (ch). Zamiana spółgłosek, poza tym, że stanowi błąd ortograficzny, może wskazywać na inny sens znaczeniowy. Konfabulacja D. Browna, aby dołączyć modny watek feministyczny, który jest przecież leitmotivem „Kodu” nie znajduje uzasadnienia w żadnych opracowaniach etymologicznych dotyczących Tetragramu.
 
         Podobnie dzieje się z nadinterpretowanymi afiliacjami feministycznymi dla imieniaAriel, które D. Brown łączy z sakralnością kobiecą. I znowu kojarzenie ww. imienia z żeńskimi odniesieniami nie znajduje potwierdzenia w etymologii ww. nazwy. Etymolodzy wywodzą jego brzmienie albo z rdzenia‘rh (palić, spalać), w znaczeniu „ołtarz całopalny” (na cześć Boga), albo z rdzenia‘rj(lew),jako części składowej imieniaAriel. Niektórzy wywodzą owe imię z przedkaananejskiej nazwy miasta Jerozolima, która brzmiałaUrusalim. W nazwie tej występowało imię pogańskiego bóstwa czczonego w Kaananie tj.Salim,które plemiona hebrajskie po zajęciu ziemi Kananejczyków zastąpiły imieniemEl. ( Uruel – Ariel).
 
         Pominiemy w tym tekście kluczowy wątek „Kodu”, czyli małżeństwo Jezusa z Marią z Magdali oraz losy potomstwa z tego związku, gdyż ta konfabulacja w „Kodzie” została dokładnie wyjaśniona i tak samo dokładnie wyśmiana przez wszystkich liczących się badaczy. D. Brown i jego suflerzy pojechali w tej kwestii tak bardzo po bandzie, że aż wypadli za nią. Przede wszystkim splagiatowali główny motyw z książki pt: „Święty Graal, Święta krew” autorstwa R. Leigh i M. Baignet, którzy wytoczyli D. Brownowi proces o plagiat. Zasadniczym motywem wniosku wniesionego przez skarżących jest to, że teza o małżeństwie Jezusa z Marią Magdaleną nie jest faktem historycznym, ale fikcją literacką, a jako taka stanowi wartość chronioną prawami autorskimi.
 
        Jako jeden z kluczowych „dowodów” na rolę i pozycję Marii Magdaleny stanowi, wg „Kodu”, postać znajdująca się na prawo od Chrystusa na obrazie namalowanym przez Leonarda z Vinci pt. „Ostatnia Wieczerza”. Na obrazie jest trzynaście postaci wraz z postacią Jezusa, a D. Brown nie precyzuje, którego z apostołów miałoby zatem zabraknąć w gronie namalowanych postaci. Wystarczy zresztą obejrzeć inne dzieła Leonardo , aby przekonać się, iż rysy wielu postaci są bardzo ‘żeńskie” (np. „Święty Jan Chrzciciel”). Niektórzy dopatrują się w tym wpływu domniemanych inklinacji seksualnych tego wybitnego artysty, inni wskazują na ówczesną konwencję malowania postaci świętych w nadawaniu im rysów „anielskich”. Tak czy siak, wiadomo, iż ową postacią na „Ostatniej Wieczerzy” jest apostoł Jan, gdyż na rysunkowym szkicu obrazu, który się zachował do naszych czasów, znajdują się podpisy wykonane przez Leonardo z imionami poszczególnych postaci apostołów.
 
Na zakończenie kwestia dosyć istotna i zarazem wskazująca na rodzaj przekłamań znajdujących się w „Kodzie”, a dowodząca, iż dla z góry założonej tezy D. Brown ucieka się do zwyczajnych kłamstw. Zapewne z uzasadnionym przekonaniem, iż statystyczny produkt amerykańskiego systemu edukacji na pewno się w nich nie połapie. Okazało się, że nie jest w stanie połapać się w sposobie montażu tej fikcji nie tylko produkt systemu amerykańskiego, ale i w sporej części polskiego.
 
D. Brown dla podparcia swojej całkowicie chybionej koncepcji wkłada w usta jednego z bohaterów „Kodu”, L. Teabinga tezę, iż w zakres skarbu Sangraela (Św. Graala) wchodzą tysiące stron dokumentów, które nie zostały poddane żadnym badaniom i opracowaniom, a zostały napisane przez pierwszych wyznawców Jezusa, którzy czcili Go jako nauczyciela, mistrza, ale człowieka.
 
Otóż istnieje tylko jeden (zaginiony) manuskrypt z tego zakresu, którego autorstwo przypisywane jest Marii z Magdali, pt.:„Pytania Marii Magdaleny”. Było to pismo gnostyckie dotyczące Marii Magdaleny. Wzmianka o jego istnieniu znajduje się w tzw. Spisie Samarytańskim wymieniającym apokryfy Nowego Testamentu. I dalej, D. Brown, poprzez L. Teabinga kontynuuje, że powstało ponad 80 ewangelii, z których do kanonu wybrano tylko cztery. Pominę dalsze konfabulacje o tym, ze skład kanonu Starego i Nowego Testamentu narzucił rzymski cesarz Konstantyn Wielki, gdyż jest to po prostu niczym nie poparte zmyślenie. Natomiast jeśli chodzi o ilość Ewangelii, spis pozycji biblioteki z Nag Hammadi zawiera 45 tytułów, w tym pięć oddzielnych tekstów, które w tytule mają słowo „Ewangelia”. Są to Ewangelie: Prawdy, Marii (Magdaleny), Tomasza, Filipa, Egipska.
 
       Niefrasobliwość D. Browna w epatowaniu czytelnika nazewnictwem związanym z wczesnymi dziejami chrześcijaństwa jest szokująca. Otóż manuskrypty odnalezione w grotach w Qumran dotyczą praktycznie w całości ksiąg Starego Testamentu. Nie może nic w ich treści być zatem zgodne lub niezgodne z tekstami zawartymi w Ewangeliach. Jeden tylko dokument może być identyfikowany, jako pochodzący z Ewangelii. Jest nim manuskrypt oznaczony kodem 7Q5, czyli piąty fragment z siódmej groty w Qumran ( zwoje z Qumran odnaleziono w jedenastu grotach). Jeśli ktoś sobie wyobrażał, iż tego rodzaju dokument to coś w rodzaju współczesnego kilkudziesięciostronicowego opracowania, to podam, iż fragment 7Q5 stanowi skrawek o wymiarach 3,9 cm na 2,7 cm, który zawiera 18 lub 20 liter , w tym całe tylko jedno słowo (trzyliterowe). W ten sposób z *0 ewangelii wyczarowanych przez D. Browna pozostają nam cztery ewangelie z kanonu, 5 ewangelii apokryficznych z nag Hammmadi oraz opisany fragment tekstu z Qumran, który, być może, jest fragmentem ewangelii Św. Marka. Została ona napisana przed 70 r. po ur. Chrystusa, zatem mogła dotrzeć do Qumran w wersji odpisu lub przekazu ustnego.
 
        Na przykładzie popkultury biorącej za swój temat tradycję religijną można wysnuć pewne wnioski o kondycji bezkrytycznego odbiorcy takiej oferty kulturalnej. Przede wszystkim musi on mieć zachwiane poczucie hierarchii, co jest efektem ubocznym demokratycznego wzorca egalitaryzmu wszystkich i wszystkiego. W tym wypadku zrównana jest Tradycja religii, która oparta jest na po wielekroć weryfikowanych i sprawdzanych pod kątem autentyczności przekazach z frywolną i w sumie prymitywną zabawą terminami, nazwami i osobami zapożyczonymi z tej Tradycji, a osadzonymi w fabule sensacyjnej historyjki wymyślonej dla potrzeb komercji, niczym bohaterowie pierwszego lepszego komiksu.
 
Przypisy:
 
  1. Przykłady przytoczone głównie za: Sławomir Stasiak „Thriller teologiczno-archeologiczny”: Poszukiwanie kodu czy prawdy?” Wydawnictwo Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej 2007 r.
 
 
  1. Pozostałe pozycje w jęz. polskim (wybór):
 
Apokryfy Nowego Testamentu, tom I: Ewangelie apokryficzne. (red. M. Starowieyski) TN KUL Lublin 1986, 2003.
 
Kto jest kim w Biblii? P. Calvocoressi, Wyd. Łódzkie, Łódź 1992.
 
Archeologia biblijna t. 1, S. Gądecki. Gniezno 1994.
 
Biblia dzisiaj (red. M. Kudasiewicz) Znak, Kraków 1969
 
Rękopisy znad morza martwego, Qumran – Wadi Murabba’at – Masada
The Enigma Press, Kraków 1996
 
Małżeństwo i rodzina w Biblii, S. Szymik w :Życie społeczne w Biblii (red. G. Witaszek) RW KUL, Lublin 1997
 
A.J. PallaKod Leonarda da Vinci – fakt czy fikcja? Betezda, Rybnik 2004
 
 
POLIS MPC
O mnie POLIS MPC

Kultura Polska

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura